Łączna liczba wyświetleń

środa, 4 maja 2011

Spaczony

Spaczony
Aleksander Serwiński

On wiedział, że to ważne. Bitwa wrzała. W około śmierć. Z prawej strony, nasi, wybili się na przód. Nasi kusznicy wciąż do nich pruli, morderczymi salwami. Wykruszali się, to jasne. Lecz wciąż byli morzem. Morzem tarcz i toporów. Pochodni i hełmów. Morzem śmierci… Ubrani w czarne skóry barbarzyńcy z północy, złupili wiele ziem. Najgorszą sławą okrył się jednak ich wódz. Morgan Czarny Łowca. Siedział na swym czarnym koniu na tyłach armii, skąd dowodził tą hordą. Ciekawe, kto go wynajął? Ale tym zajmę się potem.
Książę popędził swego konia. Zaczęła się szarża. Ciężka kawaleria imperium słynęła w całym Neargael. Nie bez powodu. Uzbrojeni w pałki i topory najemnicy, nie mieli szans. Ginęli pod kopytami koni, lub przebici lancom. Gdy już skruszyli kopie, wyjęli miecze. Parli na przód, odważnie i z całą siłą. Wiedzieli, jaki los czeka ich rodziny, jeżeli przegrają. W szale bitewnym udało im się przebić przez armie wroga. Dotarli do Morgana. Książę ciął go w ramie. Generał najemników spadł z konia.
-Odwołaj wojsko-mówi książę – przegrałeś. Dość już przelanej krwi.
Wokół wrzawa, wciąż trwa rzeź. Książę przykłada mu miecz do szyi.
-Odwołaj ich!
On wstał. Dał swoim ludziom rozkaz do odwrotu. Najemnicy zaczęli się cofać. Konferencja międzynarodowa, zabraniała gonić uciekających. Wojsko księcia to wiedziało. Widząc to książę powiedział:
-Morganie Czarny Łowco. Odejdź z tych ziem i nigdy, przenigdy nie wracaj.
On bezceremonialni wsiadł na konia spojrzał księciu prosto w oczy i powiedział:
-Puściłeś mnie wolno. Mnie, rzeźnika z północy. Na co liczyłeś? W jakim świecie ty żyjesz książę?
Z kieszeni szaty wydobył maleńką, naładowaną kuszę. Strzelił. Bełt przebił księciu tętnice. Nie miał szans by przeżyć. Morgan spioł konia. Uciekł. Barbarzyńcy znów ruszyli. Zdekoncentrowane, zaskoczone i pozbawione wodza, wojsko Imperium nie miało nadziei na zwycięstwo. Kraj ogarnęła pożoga. Burzono zamki, plądrowano kościoły, palono farmy…
Gwałty i mordy na ludności stały się codziennością. Gdy z Imperium została ruina, armia Morgana ruszyła do Darkfeal. Stolicy kraju południa.

                                                                       ***

-Niewierze Morganie! Spopieliłeś imperium? – król Marcin był niebo wzięty – Dotrzymałeś swej części umowy. Teraz moja kolej. Trzynaście ton srebrników dla ciebie, drugie tyle dla twoich ludzi.
-Polecam się na przyszłość, a pieniądze prześlij do mojego zamku.
Morgan wcale nie miał ochoty na rozmowy z idiotom. Wyszedł z pałacu, i wrócił do domu. To był ciężki dzień. Mimo wszystko jego myśli znów skierowały się na księcia. Na tego człowieka, którego mieląc temu zabił. Nie mógł przestać o nim myśleć. Choć zabił już tak wielu…

                                                                       ***

Oto on. Prowadzi swoje armie na rzeź. Miasto płonie… Płacz dzieci w oddali… Tam jeszcze się broniom… Ale już bez nadziei… W pożodze ginom ludzie… Wszędzie śmieć… Wszystko płonie… Ja siedzę na złotym tronie i patrzę… I wtedy pojawia się On. Cały w lśniącej zbroi. W lewej ręce trzyma sztandar Imperium, w prawej złoty miecz. Za nim legiony kawalerii… Uśmiecha się do mnie złowieszczo. Z okrzykiem rzuca się w bój. Nie mamy szans. Moi ludzie giną jak muchy. Jestem okrążony. A książę bierze miecz oburącz i mówi:
-Dziś nie okażę ci litości…

                                                                       ***

Sen jest zawsze taki sam. Ja budzę się zalany potem. I choć znam go na pamięć, to uczucia nie mijają. Zawsze, gdy śnie czuje strach. Ból. Dotyk śmierci. A sen… Sen jest zawsze taki sam.

                                                                       ***

Czy los tego żąda? Czy żąda mego życia? Czy czas je zakończyć? Na co mi te bogactwa? Po co żyć? Co noc ten… koszmar. Moje życie to ciągłe cierpienia. Po co żyć?

                                                                       ***

Ale czas… Czas leczy rany. Sny minęły po roku. Kolejna wyprawa. Kolejna rzeź. Tak. Zdecydowanie czas leczy rany. Ale po ranach zostają blizny. Zwłaszcza po głębokich…

                                                                       ***

Morgan Czarny Łowca, morderca milionów, przywódca barbarzyńców z północy, najemny generał. Zdawałoby się, że jest niepokonany. Ale umarł. Władcy tego świata, zadecydowali by go zgładzić. Stał się zbyt potężny. Zginął ze skrytobójczej strzały, z małej kuszy zabity przez własnego kaprala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz