Boskie Stworzenie
Aleksander Serwiński
Aleksander Serwiński
Profesor Konieczyn wiedział, że ma mało czasu. Ale udało się! Ziemia nie stanie się pustkowiem. Mimo wszystko… Ta wojna była inna. Nikt nie wygrał. Wszyscy przegrali. Czy ziemia, stanie się dzika? Nie naukowcy CERN do tego nie dopuszczą. Choć ludzkości, już nie da się uratować. Więc stworzyliśmy. Istotę humanoidalną, która będzie potrafiła żyć w tym napromieniowanym świecie. Na’verak. Dzieci nowego świata. Po nas pozostanie tylko In’ginb. Księga, opisująca zasady moralne, teorie nauki, oraz historię nas Stwórców. Nowa biblia, nowego człowieka. Problemem było tylko gdzie ich umieścić. Cały świat leżał w ruinie. Gdzie Na’verakowie znajdą jedzenie i miejsce na domy? Odpowiedź była, co najmniej ciekawa. Czarnobyl. Obecnie najmniej skażone miejsce na ziemi. Profesor wiedział że ma mało czasu. Zachował się jednak godnie. Usiadł w fotelu, i popijając herbatkę czekał na gościa. A gdy śmierć po niego przyszła, to zabrała go jak równego sobie.
***
Trawka się czerwieni. Niebo się zieleni. Słońce wstaje, oświetlając las swym fioletowym blaskiem. Nad moczarami unosiła się pomarańczowa mgła. Pomarańczowa? Dziwne. Zawsze była różowa. Podrapałem się po głowie. Potem po drugiej. Byłem śpiący, ale urokliwość tego miejsca wcale nie zachęcała do snu. Jak pięknie jest w czarnobylskim lesie. Ubrałem się. Rana na prawej dolnej ręce już prawie się zagoiła. Mimo to nie było mi łatwo. Trzy zdrowe ręce to za mało. Każdy Na’verak przywykł do czterech. Ale to już nie długo. Pojutrze zdejmuje opatrunek. Ale czas na mnie. Zjadłem pospiesznie trzy wiśniabłka, dosiadłem końta i ruszyłem do stupy. Uff, zdążyłem na czas. Szamanowi udało się odszyfrować trzecią księgę. Była tu już większość wioski. A szaman zaczął opowieść. Opisał w niej dziwne istoty. Mające tylko dwie ręce, tylko dwie nogi i tylko jedną głowę. Musieli być szpetni… O tym jak wynaleźli broń ostateczności, o tym jak stworzyli nas. Sami jednak zginęli. Mówił, że jesteśmy tu by odbudować świat. Odzyskać wiedzę. Oni nazywali się ludźmi. Ale skoro byli wszechmocni, dlaczego odeszli?
***
Te rozważania, nie dawały mi spokoju. Wiele dni spędziłem na myśleniu. W końcu postanowiłem. Wyruszę do „zniszczonego świata”. Tam czekają odpowiedzi. Osiodłałem końta, spakowałem trochę jedzenia, juk napełniłem krystalicznie żółtą wodą. Wziąłem katanę. Tak w razie, czego. Wiele niebezpieczeństw czyhało w „zniszczonym świecie”. Nikt tam nie chodził. Jedynie oglądano go z daleka. Był to świat rdzy, ruin i śmierci… Nikt tam nie chodził. Ale ja muszę poznać odpowiedzi.
***
Długo błądziłem wśród ruin. Szkielet, coś, szkielet, kawał metalu, szkielet. Szkielety ludzi. I wtedy pojąłem. Broń ostateczna. Broń która uśmierci bogów. Która wszystko zniszczy. Pojąłem wszystko. Galopem ruszyłem do wioski. My nie jesteśmy bogami. My nie stworzymy sobie następców. Trzeba to zrobić. Teraz. Wjechałem do świątyni. Zabiłem kapłana. Spaliłem In’Ginb. Zostawili nam klucze do śmierci. Demony przeszłości. Odejdą z tego świata, gdy ostatnia osoba, która o nich tyle wie, zginie. Więc popełniłem samobójstwo. W imię większego dobra…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz