Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 24 kwietnia 2011

Organy

Organy.
Aleksander Serwiński.

W małej wiosce na obrzeżu stał mały domek, do którego prowadziła wąska, polna ścieżka.
Wokół domku rosły stare drzewa, które nigdy nie miały liści. Wieśniacy twierdzili, że tam straszy. I mieli co do tego rację. Mieszkała tam rodzinka wampirów. Tata wampir, mama wampir i dziecko wampir. Mimo że Zdzisław i Krystyna byli małżeństwem już 1138 lat, Franek był ich pierwszym dzieckiem. Ostatnio cały czas poświęcali jemu. Bardzo go kochali. Nie chodzili na dzikie imprezy, nie masakrowali wsi i nie nabijali głów na płoty. Chcieli, by ich dziecko odebrało głębokie satanistyczne wychowanie i wyrosło na krwiożerczą bestię. Bardzo go kochali.

                                                                       ***

Kłopoty zaczęły się już na pierwszych urodzinach Franka. Rodzice naspraszali gości, napełnili trzy beczki krwią wieśniaków, obmalowali ściany pentagramami i szóstkami. Ale Franek marudził, płakał i krzyczał, a rodzice nie wiedzieli, co robić. Potem nastąpiła ceremonia. Rodzice napełnili buteleczkę krwią niechrzczonych dzieci. Franek nie chciał i marudził, a gdy w końcu wypił, zrobił się cały czerwony i jeszcze bardziej płaczący. Okazało się, że ma alergię na krew. Rodzice byli wstrząśnięci. Wszyscy radzili zabić dziecko. Ale oni nie mogli. Bardzo je kochali.

                                                                       ***

Wampirek rósł, ale był inny niż inne dzieci. Dużo czytał, a zamiast urywać głowy zwierzątkom i straszyć chłopstwo, on bujał się na huśtawce i zbierał kwiatki. Gdy inne małe wampiry kradły, plugawiły i oszukiwały, on pozostał niewinny jak łza. Ale rodzice nie krzyczeli na niego, nie upominali go, a przed znajomymi bronili jak tylko mogli. Bardzo go kochali.

                                                                       ***

W wieku siedmiu lat, gdy większość dzieci miała już na swoim koncie zmasakrowane gospodarstwo lub większą rzeź, on pozostał niezmienny. Spacerował po wsi, czasem po lesie. Mimo że nie skrzywdziłby muchy, ludzie bali się go, a on ich. Pewnej słonecznej niedzieli usłyszał bicie dzwonów. Zaciekawiony podszedł, by to sprawdzić. Na miejscu zobaczył wielką budowle z krzyżem na wieży. Już o tym słyszał. To był kościół. Poczekał aż wszyscy wyszli, łącznie ze śmiesznym facetem w spódnicy. Wszedł do środka i zaczął zwiedzać. Wszedł na chór, a jego oczom ukazał się cud. Pozłacane, stare dębowe organy. Nie mógł się oprzeć. Zagrał. Grał i grał a piękna muzyka wypełniła kościół.. Grał tak aż do wieczora. Kiedy zauważył, że się ściemnia, postanowił wrócić do domu. Gdy opowiedział rodzicom co się stało, oni wyjaśnili mu że kościół to niebezpieczne miejsce dla młodego wampira. Zasmucony poszedł spać, a rodzice, mimo że syn złamał jedno z najważniejszych wampirzych praw nie nakrzyczeli na niego. Bardzo go kochali.

                                                                       ***

Franek rósł, ale poza tym nie zmienił się wcale. Często zakradał się do kościoła by grać. Dowiedział się, że facet w spódnicy to ksiądz i że odprawia msze. Że ludzie przychodzą do kościoła by modlić się do Boga. Nie za bardzo to rozumiał, ale nie przeszkadzało mu to. Oczywiście rodzice wiedzieli o jego „wypadach”, ale nikomu nic nie mówili. Bardzo go kochali.

                                                                       ***

Rok później, pewnej niedzieli, widząc, że wszyscy wyszli znów zakradł się do środka. Pospiesznie pobiegł na chór. I grał. Grał, muzyka wypełniła świątynię. Wtem w progu pojawił się ksiądz. Franek przeraził się, wiele złego słyszał o tych typach. Ale on powiedział tylko:
- Pięknie grasz synu. Otóż stary organista odchodzi na emeryturę, a parafia kupuje nowe organy, czy chciałbyś na nich grać co niedzielę na mszy?
Młody wampir nie wiedział, co powiedzieć. Był zachwycony. Nowe organy! I mógł na nich grać! I w końcu zobaczy mszę! Nie wiedział, co rzec, więc wydukał tylko:
-Tak…

                                                                       ***

W następną niedzielę Franek przyszedł na mszę. Grał pięknie, a ludzie byli zachwyceni. W ogóle nie dźgali go, nie gonili z krucyfiksem, byli bardzo mili. Nowe organy były cudowne, piękne, a grało się na nich jak z bajki. Wtedy ksiądz rzekł:
-Boże pobłogosław te organy.- I zaczęło się. Organy zaczęły palić Franka, sprawiać mu ból przy każdym dotknięciu. Ale on grał dalej. Grał, póki cały nie spłonął.

2 komentarze:

  1. Hmn... Dość ciekawe, jednakże zastanawia mnie niewiedza innych wampirów, a także ogromna wręcz cierpliwość rodziców młodego 'nie'krwiopicy. Z drugie strony używasz często zwrotu : "Bardzo go kochali". Do tego mogę się przyczepić.
    Z tego co mi się podobało, to Twój styl jest bardzo bezpośredni i zrozumiały dla każdego. Nie owijasz prostych rzeczy w bawełnę i nie rozpisujesz zbyt wielu niepotrzebnych spraw.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam te Twoje, Jasia i Pawła historie o wampirach. Ten wampirek Franek jest dość nietypowy. Jest niby straszny ale kocha grać na organach i przychodził do kościoła. Rodzice są również nadzwyczajni. "Chcieliby ich dziecko odebrało głębokie satanistyczne wychowanie i wyrosło na krwiożerczą bestię. Bardzo go kochali". Każda troskliwa matka wampirzyca oczekuje tego od swego syna. Ale oni wiedząc, że ich synek nie lubi krwi, nie skrzywdziłby muchy nadal go kochali. Jest to naprawdę bardzo piękna miłość rodzicielska. Widzę, że poruszyłeś tu również problematykę hobby czy zainteresowań. Franek kochał grać na organach i widać, że oddanie życia za piękno muzyki było bardzo twórcze ;)

    P.S. Co to znaczy: "Franek rósł, ale pyzatym nie zmienił się wcale" pyzatym pierwszy raz słyszę takim kontekście ;p

    OdpowiedzUsuń